W życiu każdego adwokata przychodzi moment, który staje się prawdziwym testem jego umiejętności, empatii i determinacji w poszukiwaniu sprawiedliwości. Dla mnie, tą sprawą był proces Pana K., który nieumyślnie znalazł się w centrum tragedii.
Pan K., rodziny człowiek i szanowany członek społeczności, nigdy nie mógłby przewidzieć, że zwykły dzień przemieni się w koszmar. Jako adwokat, od pierwszego spotkania z klientem, poczułem ciężar odpowiedzialności. W jego oczach widziałem nie tylko strach, ale i determinację do walki o prawdę.
Pan K. jadąc drogą szybkiego ruchu, zgodnie z obowiązującymi przepisami nie mógł zauważyć, iż na drodze leży nieruchomo człowiek. Klient przejechał pokrzywdzonego. W momencie spotkania nie wiadomym było co było przyczyną śmierci pokrzywdzonego. Czy śmierć była spowodowana przejechaniem, czy pokrzywdzony już nie żył w momencie przejechania.
Strategia obrony musiała być precyzyjna i wielowątkowa. Skoncentrowałem się na szczegółowej analizie dowodów, zeznań świadków, oraz na aspekcie ludzkim – pokazaniu sądowi, że każdy z nas może znaleźć się w podobnej sytuacji. Obrona była oparta na dwóch filarach: udowodnieniu braku zamiaru oraz wykazaniu, że mój klient podjął wszelkie możliwe kroki, aby uniknąć wypadku tzn. iż prowadził samochód zgodnie z przepisami i nie mógł on zauważyć osoby leżącej. Dodatkowo wniosłem o przeprowadzenie dowodu z sekcji zwłok oraz wykazaniu co było przyczyną śmierci.
Podczas procesu, emocje sięgały zenitu. Każde posiedzenie było batalią, gdzie na szali leżało ludzkie życie. Znalezienie równowagi między prezentowaniem twardych faktów a odwoływaniem się do współczucia i zrozumienia było kluczowe, w szczególności, kiedy rodzina zmarłego całą winę pokładała w zachowaniu mojego klienta.
Momentem przełomowym było przesłuchanie biegłych, który rzetelnie wyjaśnili nieprzewidywalność takich wypadków oraz stwierdzili, iż śmierć pokrzywdzonego nastąpiła jeszcze przed jego przejechaniem przez naszego klienta. Zdołaliśmy pokazać, że Pan K. postąpił, jak każdy przeciętny, rozsądny człowiek by postąpił w danej sytuacji. Wyrokiem uniewinniającym zakończyła się ta emocjonalna odyseja.
Sąd uznał, że Pan K. nie miał zamiaru spowodowania wypadku, a jego działania nie odbiegały od ogólnie przyjętych norm postępowania. W obronie Pana K. nie tylko stosowałem wiedzę prawną, ale i łączyłem ją z głębokim zrozumieniem dla ludzkiego aspektu tragedii, co ostatecznie przyczyniło się do pozytywnego rozstrzygnięcia sprawy.
Przez cały proces, moim celem było nie tylko obronić Pana K. przed niesprawiedliwym wyrokiem, ale również przywrócić mu wiarę w system prawny. To studium przypadku jest dowodem na to, że prawo nie zawsze jest czarno-białe, a prawdziwa sprawiedliwość leży często gdzieś pośrodku.